Dom dziecka – będzie rodzinnie. W planowanym przez siostry domu w Ayos będzie 10 pokoi w sumie dla 20–30 dziewcząt. W domu będzie świetlica do nauki i pracownia krawiecka, gdzie dziewczyny będą się uczyły szyć. Albo po prostu będą tam szyć sobie ubrania. Budynek będzie miał też pralnię
Zwierzęta afrykańskie zagrożone wyginięciem. Wśród gatunków zagrożonych żyjących w Afryce znajdują się m.in.: hipopotam. Słysząc "Afryka" wyobrażamy sobie często rozległe sawanny, na których wygrzewają się zwierzęta afrykańskie, takie jak lwy, słonie czy nosorożce. Są niemal wpisane
702 views, 9 likes, 6 loves, 1 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Fundacja Mają Przyszłość: Ta radość, gdy po 12 latach prowadzenia domu dziecka w Afryce, nie musisz już jechać "do
Wybierz i kliknij kwotę darowizny Zostaniesz przekierowany na stronę płatności dotpay, gdzie będziesz mógł dokończyć przekazanie darowizny. Zostanie ona przeznaczona na potrzeby Dzieci Fundacji 25zł 50zł 100zł inna kwota Ustawiam zlecenie stałe. Twoja pomoc jest jeszcze cenniejsza, gdy jest regularna. Daje poczucie stabilizacji i
Architektura „Domu dziecka” zakłada, że będzie to miejsce mające na celu zapobieganiu niedożywieniu dzieci poprzez dostarczanie żywności, rozwijanie programów budujących świadomość o higienie i opiece zdrowotnej, organizację wizyt pediatrycznych oraz spotkań z pracownikami opieki społecznej, zapewnianie dachu nad głową zagrożonym pacjentom oraz szkolenie pielęgniarek
W Afryce jest osiem głównych regionów geograficznych o różnych cechach charakterystycznych: pustynia Sahara, sawanna Sahel, Wielkie Jeziora Afrykańskie, Wybrzeże Swahili, słoneczny i suchy klimat RPA oraz lasy deszczowe. Co wiemy o Afryce? Na kontynencie afrykańskim znajdują się w sumie 54 państwa. Są to zawyczaj bardzo biedne
yPi2. Projekt , który finalizowaliśmy na północy Tanzanii pod koniec września, okazał się pomocnym do odwiedzenia naszych Podopiecznych z domu dziecka w Nakuru. Odległość to raptem 600 km i nasz przewodnik – – postanowił nam towarzyszyć, abyśmy w tych niepewnych czasach dotarli cali i bezpieczni. W czwartek wczesnym wieczorem zawitaliśmy w domu dzieciaków, część z nich była już w domu, gdyż zaczynała się tygodniowa przerwa jesienna w szkole, pozostałe odebraliśmy ze szkół następnego dnia. Poprzedni wieczór zaskoczył nas uszkodzeniami oświetlenia zewnętrznego, co naprawili o poranku przed wyjazdem Kuba z Andrzejem, ale co do zasady cały piątek był dniem bardzo aktywnym – opłaciliśmy wszystkim dzieciom jesienny semestr w banku w centrum, zrobiliśmy zakupy na kilka tygodni. Spotkaliśmy się z Ivy – nasza studentką z tamtego regionu oraz z jej tatą, odwiedziliśmy Kevina, Beatrice i Nicksona, którzy także pochodzą z Nakuru, a popołudniu czekając na ostatnie szkolne autobusy zrealizowaliśmy jeszcze jeden cel – o tym małym „drukowanym” cudzie przeczytasz TUTAJ – kliknij. W Kenii podczas naszego pobytu na powietrzu obowiązują maseczki – uzbrojona policja z długą bronią dba, by za zasada była przestrzegana. Na zakończenie poszliśmy także na zakupy u lokalnych sprzedawców, abyście mieli na co czekać w fundacyjnym sklepiku ( Piątek wieczór to juz zabawa na całego! Wspólny posiłek, rozmowy, oglądanie bajek, gdy mała Marie „zarządzała” pilotem do telewizora. Wspólne śmiechu z Jane, Joshuą, obserwacja postępów Charlesa, gdy na kolanach przestawiał Ruth po salonie, by zawsze była blisko reszty grupy. Tego wieczoru wspominaliśmy z Lucy jej pierwszy dzień szkoły z internatem, a Esther, najstarsza podopieczne domu dziecka, powiedziała nam o swoich planach na przyszłość. Tego wieczoru przekazaliśmy także przybory szkolne oraz 2 torby zabawek dla dzieci, przekazane nam w ramach akcji Graj w Zielone prowadzonej na rzecz naszych Podopiecznych przez Papiernik by Empik (kliknij, by poznać szczegóły). Tego wieczoru odbyło się także intensywne wieczorne poszukiwanie odpowiednich butów na samochodowe safari następnego dnia oraz organizacji drugiego auta. W jednym niestety się nie zmieścimy. Na pomoc przyszła córka Reginy – Angie. Dzięki niej i jej mężowi, mogliśmy ruszyć do parku narodowego w komplecie. W domu została jedynie Ruth i Charles, dla których wielogodzinna jazda samochodem, nie jest się z nami nawet Precious, choć tego dnia czuła się wyjątkowo słabo z powodu poważnej rany na kolanie i osłabieniem organizmu, mimo rozmowy – nie chciała zostać w domu i stracić tej okazji. O wyprawie do parki narodowego na safari i oglądaniu dzikich zwierząt z bliska po raz pierwszy, a także sesji zdjęciowej dla Rodziców Adopcyjnych, przeczytasz TUTAJ – kliknij. Po powrocie z safari postanowiliśmy skorzystać z zachodzących promieni słońca i obejrzeć okolicę – mając kilku chętnych „pilotów” drona zrobiliśmy szybka wyprawę lotniczą po okolicy. Udało się zobaczyć główną drogę, ogród, zagrody zwierząt za domem, a także bezpiecznie wylądować na podwórku. Starsza młodzież postanowiła kontynuować oprowadzanie po domu, co pozwoliło nam na wykonanie kilku zdjęć – w tym brakujących półek i regałów w kuchni i spiżarni. Trzymanie żywności na ziemi nie sprzyja utrzymaniu jej świeżości, ale budżetu na ten moment brak. Podobnie jak na finalne malowanie sporej ilości ścian – stąd nadal brakuje pewnej świeżości po budowie. Kuba z Andrzejem postanowili policzyć metraż, aby móc wycenić koszty malowania. Podamy je wkrótce na naszej stronie, dla chętnych chcących dofinansować malarskie lub stolarskie prace w domu dziecka. Ten ostatni wieczór także obfitował w wyjątkowe wydarzenia. Nasz wolontariusz Kuba, postanowił umilić wszystkim dzieciom czas wyjątkowym pokazem iluzji! Śmiechu, radości, okrzyków zdziwienia, a nawet krótkich dodatkowych pokazów dodatkowych nie było końca, gdy Timothy i Ramsey postanowili zgłębić tajniki kilku „numerów”. Niedzielny poranek zastał nas już z plecakami. Tego dnia musieliśmy dotrzeć do Nairobi, bo pierwszy lot do domu już najbliższej nocy. Nairobi zaskoczyło nas nowoczesnością, architekturą i otwartością ludzi. Natomiast warto mieć z tył głowy, że jest zaliczane do najniebezpieczniejszych miast na świecie. Do zobaczenia Kochani następnym razem!
W życiu spotykają nas różne nieszczęścia. Czasem małe, czasem ogromne. Nie do opisania jest jednak sytuacja, w której dzieci tracą swoich rodziców. Stają się sierotami. Skazane wówczas są na pomoc rodziny lub takich instytucji, jak domy dziecka. Państwo stara się zapewnić opiekę tym, którzy jej potrzebują, nie zawsze jednak potrafią zapewnić ja należycie. Istnieją takie domy dziecka, w których dzieci nie czuja się komfortowo. Część z tych placówek jest po prostu biedna. Dzieci nie mają własnych pokoi. Dzielą je z innymi dziećmi. Nie mają przez to prywatności. Muszą nieustannie przebywać w otoczeniu innych, co w konsekwencji może prowadzić do licznych kłótni i nieporozumień. Nie mają poczucia posiadania własnego miejsca. Przez obecność innych mieszkańców takiego domu, z którymi w dodatku nie są spokrewnieni, dom dziecka nigdy nie będzie prawdziwym domem. Często też brakuje zabawek, które dla młodszych dzieci są czymś koniecznym. Brak zabawek i innych drobiazgów, których nasze dziecko ma pod dostatkiem, jest bardzo uciążliwe dla mieszkańców domów dziecka. W domach dziecka brakuje też wyposażenia, które umożliwiałoby rozwijanie różnych umiejętności podopiecznych. Nie mają pomocy naukowych, które pomagają w nauce, które rozwijają. Placówki zapewniają opiekę i obowiązkowe wykształcenie, ale nie są w stanie umożliwić rozwijania hobby każdego pojedynczego podopiecznego. W domach dziecka nie ma do tego możliwości. Związane jest to z brakiem środków finansowych, ale również z brakiem odpowiedniej kadry pedagogów. Opiekunowie muszą dbać o większą liczbę dzieci, co nie umożliwia skupienia uwagi na potrzebach każdego dziecka z osobna. Zdarza się jednak, że różnego rodzaju instytucje charytatywne działają na rzecz domów dziecka. Wspierają takie domy. Często też fundują wszelkiego rodzaju wyposażenie do domów dziecka. Dzięki takim akcjom dzieci wychowujące się w domu dziecka, mają lepsze warunki do życia. Ważne jest zatem, abyśmy wszyscy wspierali ich działalność. Ważne, aby każdy z nas umiał podzielić się tym, co posiada. Bywa jednak, że niektóre dzieci nie trafiają tam z powodu braku rodziców. Nie jest to sytuacja przyjemna, kiedy dzieci musza być rozdzielone od swoich rodziców. Kiedy nasze dziecko trafia do domu dziecka, to musi znaczyć, że nie potrafimy zapewnić mu godnych warunków do życia. Powinniśmy robić zatem wszystko, by nasze dziecko miało zapewnione godne życie. Nie możemy pozwalać sobie na takie błędy, które w skutkach odbijają się na naszym dziecku. Niestety coraz więcej jest przypadków, w których wszelkiego rodzaju patologie, alkoholizm rodziców oraz bark jakiegokolwiek zainteresowania dziećmi ze strony rodziców powoduje, że do domów dziecka trafiają kolejni wychowankowie. Nie pozwólmy, by nasze nieodpowiedzialne kroki zaważyły na dalszym życiu naszego dziecka. Nasze dziecko to nie jest nasza własność, nie nasza zabawka i dlatego nie powinniśmy je tak traktować. Nie pozwólmy, by trafiło do domu dziecka, do miejsca, które nigdy nie zastąpi im rodzinnego dziecko, dom, opiekaKatalog podstron
Przekazaliśmy 74 400 euro na budowę domu dziecka w (najstarsza) ma 15 lat. Jej mama nie żyje. Sześcioro rodzeństwa zostało rozdzielonych po rodzinie. Józefina trafiła do krewnych, którzy się nią nie zajmowali. Ubranie miała gorsze niż my szmaty do podłogi – mówią misjonarki. Jedna z jej sióstr miała 13 lat, jak zaszła w ciążę. Druga jest chora na AIDS. Dzięki pomocy misji Józefina może chodzić do gimnazjum. Nie musi iść na w Kamerunie mają o i idą po wodę. Nawet dwa kilometry. Potem prysznic z wiaderka i do szkoły. Gdy wracają, muszą uprać, pójść w pole. Celowo nie powiedziałam o śniadaniu – mówi s. Celestyna Pudło z zakonu Opatrzności Bożej, pracująca w Kamerunie. – Rzadko kto tu je śniadanie. Jak dziewczynka wróci ze szkoły, musi gotować. Nie spotkałam tu rodziny, która by miała w domu coś gotowego do chłopiecLos kobietDzieci uczą się przy świeczkach. Od dwóch miesięcy nie ma prądu w miasteczku. Poziom nauczania jest niski. Dziewczynki 11–12 lat powinny być w gimnazjum, a zdarza się, że mają i 15 lat i wciąż są w podstawówce. Przejście do wyższego poziomu edukacji kosztuje. Podobnie jak otrzymanie pracy. Żeby dostać pracę, trzeba wziąć udział w konkursie. Może on kosztować 200 euro. Kto w Kamerunie ma 200 euro? Dziewczyny zostają więc w domu. Pracują w polu, rodzą dzieci. Kariera? Dziewczyna może kukurydzę sprzedawać na rynku. Jeśli ma starą zamrażarkę, i akurat jest prąd, może sprzedawać mrożoną wodę. Może kupić maniok, zemleć i piec pączki na sprzedaż. Albo orzeszki ziemne z solą lub też sieroty społeczne, czyli dzieci porzucone przez upośledzonych rodziców czy po prostu porzucone z biedy i głodu. Na wsiach widać dużo wałęsających się dzieci, a w miastach dzieci ulicy. Żebrzą. Na stacjach myją okna brudnymi szmatami. Na targu noszą towary. Mają po 8 lat. Starsi, dwunastoletni, już handlują. Głównie chłopcy. Oni sobie poradzą. Dlatego polskie misjonarki chcą zbudować dom dla do pracySieroty trafiają do dalszej rodziny, ale bywa, że krewni je wykorzystują jako tanią siłę roboczą. Swoje dzieci poślą do szkoły, a im każą iść w pole. Te dzieci mają od 6 do 12 lat. Starsze się buntują i uciekają. Obecnie w regionie domy dziecka są kompletnie niewydolne. W jednym z nich opiekunka mówiła podopiecznym: jak byłam mała, jadłam raz dziennie. To wam też wystarczy. Co dostała jedzenie dla dzieci, to im dziecka – będzie rodzinnieW planowanym przez siostry domu w Ayos będzie 10 pokoi w sumie dla 20–30 dziewcząt. W domu będzie świetlica do nauki i pracownia krawiecka, gdzie dziewczyny będą się uczyły szyć. Albo po prostu będą tam szyć sobie ubrania. Budynek będzie miał też pralnię, kuchnię, jadalnię, magazyny drzewa i spożywczy. U nas dziewczyny będą otrzymywały jedzenie trzy razy dziennie – z naciskiem pod- kreśla siostra Celestyna. – Przed szkołą, po szkole i wieczorem. Opiekę medyczną dziewczęta będą miały zapewnioną w naszej przychodni. Będą chodziły do szkoły publicznej, nie mogą być odizolowane. Dziewczęta będą mogły zapraszać koleżanki i kolegów. Chcemy, żeby było Chauncey ma 17 lat. W domu było siedmioro dzieci. Ich mama jest upośledzona, tata uciekł. – Nie mieliśmy co jeść. Postanowiłam znaleźć kogoś, żeby mnie wyżywił. Żeby można było mydło kupić czy coś do jedzenia – wspomina Marie Chauncey. Dziewczyna spotkała mężczyznę. Dopiero potem dowiedziała się, że ma żonę. Wykorzystał ją, a gdy powiedziała, że jest w ciąży, to uciekł. Znajome kobiety, które same nie miały praktycznie nic, składały się, żeby dziewczyna z dzieckiem mieli co jeść. Marie Chauncey dostała pracę przy misji. Codziennie przez 6 godzin dziennie sprzedaje wodę moje dziecko, albo je zabiję Było już późno, koło godziny 21, kiedy przyszła do nas dziewczyna. Siostro, cały dzień tu krążę, żeby siostrę spotkać – mówi. Usiadłyśmy. Dziewczyna była w zaawansowanej ciąży. I wprost do mnie mówi: Niech weźmie siostra moje dziecko. A jak nie, to je zabiję. Nie jestem w stanie utrzymać kolejnego. Mam już dwóch chłopców. Poprosiłam, żeby nie robiła niczego złego. Obiecałam wziąć dziecko. Po jakimś czasie dziewczyna sprowokowała poród. Była wtedy w 8. miesiącu. Urodził się wcześniak, chłopiec. W tym czasie przyszedł do nas burmistrz miasta i opowiedział, jaki mają w rodzinie problem: Moja siostra z mężem chcą się rozwieść, bo nie mają dzieci. I oni wzięli tego chłopca. Maluch jest chory na anemię sierpowatą, ale nowi rodzice go leczą. Zrobią wszystko, żeby był z nimi. s. Urszula DąbrowskaRut ma siedmioro rodzeństwa. Jedzą tylko raz dziennie – wieczorem. Jak wiele dzieci w Kamerunie, muszą pracować.
– Nasi rówieśnicy w Afryce jedzą jako ostatni; u nas w domu tak nie jest – mówią uczestnicy. Misyjne wakacje z Bogiem to propozycja Dzieła Misyjnego Diecezji Tarnowskiej spędzenia wypoczynku w Domu Formacji Misyjnej w Czchowie na Kozieńcu. Oferta uczestnictwa w jednym z siedmiu terminów skierowana jest do uczniów szkół podstawowych i gimnazjów. Na dwóch turnusach jest nauka języka angielskiego. – Podoba mi się ten angielski, jest inny od tego w szkole. Tutaj uczymy się modlić w tym języku i tego, jak się przeżegnać. Mamy też śpiewać – mówi Julka z Królówki, uczestniczka I turnusu, który trwał 7 dni. Uczestniczyło w nim 46 osób z kilkunastu parafii, z Czarnego Potoku, Kamienicy, Królówki, Błonia, Olesna, Tarnowa, Łętowic, Grabna, Milówki, Wierzchosławic, Iwkowej, Siemiechowa, Koszyc Wielkich, Szczepanowa czy parafii św. Małgorzaty w Nowym Sączu. Moderatorem był ks. Roman Hopej, wikariusz z Tylmanowej, parafii znanej ze swych misyjnych inicjatyw. Uczestnicy Misyjnych wakacji z Bogiem i spotkali się z pochodzącym stąd misjonarzem z Ekwadoru. Poznali też ks. Stanisława Worwę, który opowiadał dzieciom o swojej pracy w Czadzie. Codziennie uczestniczą w Mszy św. i poznają postać jakiegoś świętego lub misjonarza. Dowiadują się sporo o sytuacji dzieci na misjach i tego, jak mogą im pomóc i stawać się misjonarzami w swoim własnym środowisku. Ogarnia ich współczucie na widok dzieci z Afryki pracujących po 15 godzin dziennie, które są chore, niedożywione i zaniedbane. Tam mapa biedy pokrywa się z mapą analfabetyzmu. – Zaskakujące było dla mnie to, że dzieci w Afryce jedzą jako ostatnie, jakby były najmniej ważne w rodzinie. U nas w domu tak nie jest. Mama nakłada wszystkim jedzenie, nikt nie musi zjadać resztek – komentuje Natalia z Królówki. Uczestnicy Misyjnych wakacji z Bogiem zwykle o misjach wiedzą już sporo, często należą do Papieskiego Dzieła Misyjnego Dzieci lub angażują się w doroczną akcję Kolędników Misyjnych. Taka forma spędzenia wakacji bardzo im się podoba. – Jestem drugi raz i za rok też przyjadę. Wszystko tu jest fajne – mówi Oliwia z Olesna. – Ja jestem pierwszy raz, do wyjazdu zachęciła mnie siostra, która na religii opowiadała o tych wakacjach. Sporo się dowiadujemy o dzieciach w innych krajach – dodaje Madzia, także z Olesna. « ‹ 1 › » oceń artykuł
Jestem Misjonarką Świecką stowarzyszoną ze Stowarzyszeniem Misji Afrykańskich (SMA). Od kwietnia 2015 r. mieszkam i pracuję na Misji Bugisi. Kilka miesięcy temu mogliście Państwo przeczytać o młodych Katolikach, z którymi współpracuję tu na misji i poza nią – w szkołach. Dziś chciałabym opowiedzieć o innej grupie młodzieży, do której jestem posłana. Kilka lat temu na misji Bugisi, za pośrednictwem SMA, rozpoczęty został program pomocy dzieciom z ubogich rodzin – Program „Duchowej Adopcji dziecka w Afryce”. Koordynatorami projektu początkowo byli księża SMA, a później włączyły się w to osoby świeckie. Celem Programu jest dotarcie do dzieci z rodzin, które potrzebują szczególnego wsparcia duchowego i materialnego. Dzieciom tym staramy się zapewnić konieczne środki, aby mogły zdobyć wykształcenie, a w przyszłości swoją pracą i postawą budować społeczeństwo Tanzanii jako świadomi obywatele, wrażliwi sąsiedzi, kochający swoje rodziny rodzice. Bugisi jest misją położoną pomiędzy innymi wioskami w regionie Shinyanga, zamieszkałym głównie przez plemię Sukuma – w północno–zachodniej części kraju. Mieszkańcy tego terenu utrzymują się z rolnictwa, ich dochód zależny jest od ilości zebranych plonów. Na polach uprawnych widać głównie kukurydzę i ryż, czasami słodkie ziemniaki (bataty), kasawę (maniok, tapiokę). Jada się również pomidory, różne gatunki roślin zielonych jak kapustę, szpinak, oberżynę, marchew, okrę – jednak hodowanie takich warzyw nie przynosi dużego dochodu rolnikom i ich rodzinom. Plony sprzedawane w większych ilościach, które mogą przynieść zysk to właśnie kukurydza lub ryż. A te rośliny potrzebują sporych zasobów wody, aby urosnąć. W ubiegłym roku opady deszczu były bardzo rzadkie i skąpe, zasadzone zboża uschły, zanim pojawiły się ziarna. Rolnicy musieli czekać do kolejnej pory deszczowej, która pojawiła się pod koniec roku. Odczuwalny był głód panujący w kraju. W wielu rodzinach posiłek jadało się raz dziennie. Dzieci jednak nie przestają chodzić do szkoły, nawet kiedy są głodne. Innym ważnym elementem kultury plemienia Sukuma jest większe znaczenie płci męskiej, co ma istotny wpływ na styl życia. Chłopiec jest ważniejszym dzieckiem niż dziewczynka w rodzinie, otrzymuje więcej uwagi od obojga rodziców. Większość uczniów w szkołach stanowią chłopcy. Dziewczęta, zwłaszcza z terenów wiejskich, często nie są posyłane do szkoły. Rodzice pozostawiają je w domach, aby zajmowały się dziećmi i domem oraz pracowały w polu. Tak tradycyjnie postrzega się rolę kobiety w tym społeczeństwie. Brak wykształcenia uniemożliwia zdobycie dobrze płatnej pracy, a w znaczeniu globalnym - rozwój rejonu Shinyanga. Wiele dziewcząt musi przerwać naukę z różnego rodzaju powodów, wśród których bardzo częstym jest poczęcie dziecka. Mama ma się zajmować dzieckiem, a nie nauką. Nie musi wyjść za mąż, ale ma się zaopiekować nowym życiem, które rozwija się pod jej sercem. Prawo Tanzanii zabrania kontynuację nauki dziewczynie, która spodziewa się dziecka. Wewnętrzne regulacje różnego rodzaju szkół często wprowadzają zasadę dla chłopców, według której ojciec tego dziecka również nie może pozostać w szkole. Niestety, zdarzają się sytuacje, że młoda dziewczyna zostaje wykorzystana seksualnie i właśnie wtedy dochodzi do poczęcia. Dobra współpraca rodziców i nauczycieli pomaga uniknąć sytuacji, w której młoda osoba staje przed dramatycznymi wyborami życiowymi, które ją przerastają. Również rola Kościoła jest tutaj ważna, a w niej - wychowanie do czystości. Sama sytuacja szkolnictwa nadal wymaga licznych zmian. Ponad 10 lat temu, jako realizację celów milenijnych, rząd Tanzanii zaczął budowę szkół średnich. Powstały ich setki w całym kraju, jednak nie ma dotąd wystarczającej liczby nauczycieli. Przygotowanie ludzi do pracy w sektorze edukacji zajmuje więcej czasu niż zbudowanie budynków. Często klasy liczą 60 uczniów, nawet w szkołach prywatnych. Kolejny problem stanowi język: w szkołach podstawowych lekcje odbywają się w języku swahili, natomiast w szkołach średnich obowiązuje język angielski. Powoduje to trudności w zrozumieniu treści lekcji, treści podręczników, więc wyniki egzaminów państwowych są bardzo niskie. Brakuje też książek, podręczników, słowników i innych pomocy. Szkoły prywatne cieszą się dobrą opinią, a ich uczniowie zdobywają dobre wyniki na końcowych egzaminach państwowych. Jednak wymagają wnoszenia opłat za czesne oraz internat, które wielokrotnie przekraczają możliwości rodzin z terenu naszej Misji. Trudności finansowe rodzin powoduje również duża zachorowalność na AIDS. W naszej przychodni zdrowia, do której zgłaszają się osoby z wiosek otaczających misję, zarejestrowanych jest ponad 2000 osób zarażonych wirusem HIV lub chorych na AIDS. Z powodów pogarszającego się stanu zdrowia chorzy rodzice nie są w stanie zapewnić pieniędzy na edukację swoich dzieci. AIDS oraz inne choroby powodują również osierocenie dzieci. W tym roku z naszej parafii opieką zostało objętych 40 dzieci uczęszczających do szkół średnich i collegiów. Uczniowie utrzymują korespondencję z darczyńcami – rodzicami adopcyjnymi za pośrednictwem misjonarzy - księży i świeckich. Są bardzo wdzięczni za otrzymaną pomoc finansową, ale też za modlitwę – co często podkreślają podczas spotkań ze mną. Od dwóch lat prowadzimy dla nich również spotkania formacyjne: dni skupienia połączone z warsztatami rozwoju osobistego. Sami zgłosili potrzebę spotkań, żeby wspólnie modlić się, ale też rozmawiać na tematy, które są dla nich ważne, np. o okresie dorastania, wartościach, o tym jak pracować nad swoim rozwojem, aby być dobrym człowiekiem. Chcielibyśmy móc pomagać kolejnym dzieciom w potrzebie. Jednak istnienie Programu zależne jest od otwartości serc ludzi dobrej woli, którzy chcieliby zaangażować się w nasze działania. Dzieciom potrzebne są głównie pieniądze na opłacenie czesnego w szkole i internatu. Duża część rodzin mieszka zbyt daleko od szkoły, aby dziecko mogło wracać do domu każdego dnia. Pieniędzy nie przekazujemy bugisyjskim rodzinom, trafiają one od misjonarzy bezpośrednio do szkół. Doraźnie kupujemy studentom jedzenie, lampki solarowe (kiedy w pokojach nie mają elektryczności), opłacamy rachunek za energię elektryczną (tam, gdzie doprowadzone są przewody), aby po zakończonych lekcjach mogli wieczorami się uczyć. Czasami kupujemy też zeszyty, papier xero, ubrania, buty. Od sierpnia ubiegłego roku na samej misji funkcjonuje mała sala z biblioteczką, do której kupujemy książki – podręczniki szkolne i słowniki. Jest to bezpieczne i zaciszne miejsce, w którym nasi uczniowie mogą uczyć się popołudniami i w dni wolne od nauki szkolnej. Studenci zgłaszają jednak potrzebę zakupu jeszcze większej ilości książek. Program, można wspierać na różne sposoby: - poprzez modlitwę za naszą młodzież i osoby, które z nimi pracują, jak również za całe dzieło misyjne w Afryce – codziennie potrzebujemy pomocy Bożej w naszej pracy, dzieci też o to proszą i pokładają wielką nadzieję w Panu, mając świadomość, jak ważny jest dar modlitwy; - przekazując jednorazowo lub kilkukrotnie dowolną kwotę pieniężną. Dla nas ważna jest każda złotówka, – pieniądze zebrane w środowiskach pracy, życia codziennego, w parafiach, wspólnotach czy prywatne ofiary można wysyłać na konto organizacji koordynującej pracę projektu: Stowarzyszenie Misji Afrykańskich, Centrum Charytatywno – Wolontariackie „SOLIDARNI”, ul. Warszawska 826, 05-083 ZABORÓW, nr rachunku bankowego: 71 1600 1127 1844 3996 6000 0001 Za każdą formę pomocy serdecznie dziękujemy i zanosimy nasze modlitwy za darczyńców do naszego Ojca w Niebie. Więcej informacji o Programie można uzyskać pod adresem internetowym: w zakładce „Duchowa Adopcja Dziecka w Afryce”.
dzieci w afryce domy